środa, 27 marca 2013

Siedmiu wspaniałych

Kilka dni temu Brujita zaprosiła mnie do zabawy "Siedmiu wspaniałych". Oto zasady zabawy:

 1. Wymieniasz 7 Twoim zdaniem najwspanialszych panów (nie gra roli, czy cenisz ich za piękną buźkę, czy też za jakieś inne przymioty, grunt, żeby Tobie się podobali; 
mogą być aktorzy, postacie animowane - byle płeć męska :)
2. Uzasadniasz przynajmniej jeden wybór (dlaczego ten, a nie inny pan). 
W miarę możliwości wstawiasz fotkę albo filmik.
3. Piszesz, w jakiej kolejności tworzysz swoją listę Wspaniałych.
4. Zapraszasz do zabawy kolejną osobę

A zatem zaczynamy! Kolejność wg ważności i (również) chronologii :)

Niekwestionowanym nr 1 wśród mężczyzn mojego życia jest oczywiście mój Tato :) To najwspanialszy facet, jakiego znam!
Dzięki niemu jestem taka, jaka jestem - bo to on podsuwał mi lektury, kiedy nauczyłam się czytać. To on rozbudził we mnie miłość do wiedzy, dociekliwość i filozoficzne zacięcie. To on wreszcie ukształtował moją wrażliwość, jako że sam jest wyczulony na piękno, zarówno to, formowane myślą ludzką, jak i to, które tworzy Bóg i natura.
Niestety - Tato nie wyraził zgody na publikację swego wizerunku mówiąc: "Pokazujesz tu ładne rzeczy i lepiej tego nie zmieniać" :)

Nr 2 to, rzecz jasna, mój Chopin :)

Artysta absolutny, a przy tym człowiek wyjątkowo szlachetny, prawy i odpowiedzialny. Gigant pracowitości, perfekcjonista do bólu - nie uległ modom ani presji otoczenia, by tworzyć oratoria i opery. Pozostał wierny fortepianowi, tworząc tak, jak dyktowało mu serce.
Dzięki temu jego utwory są idealne; cechuje je ten sam rodzaj perfekcji, który emanuje z dzieł Mozarta. Tyle że Chopin tworzył w bólu, wśród potu i łez. Mozartowska spontaniczność podczas notowania pomysłów była mu niestety obca. Ale tym bardziej wypada docenić piękno mozolnie cyzelowanych utworów.

Chopin nauczył mnie konsekwencji i precyzji działania. Zawdzięczam mu także niesłabnącą inspirację - generalnie wszystko, co w życiu udało mi się osiągnąć, miało Chopina w temacie :)

Najwyraźniej rację miał markiz Astolphe de Custine, gdy pisał:
Jedynie sztuka, tak jak Pan ją odczuwa, zdoła połączyć ludzi rozdzielonych realną stroną życia; ludzie kochają się i rozumieją przez Chopina.


Nr 3 to profesor Ryszard Przybylski; wybitny historyk literatury, specjalizujący się w twórczości XIX-ego wieku.

Prof. Przybylski napisał fenomenalną monografię, poświęconą... zgadnijcie komu (hehe ;)), pt. Cień jaskółki. Esej o myślach Chopina. Oczywiście to tylko jedna z wielu prac autorstwa tego znakomitego literaturoznawcy, który wywarł ogromny wpływ na mój sposób pisania. Epicki styl jego esejów porwał mnie i zachwycił, odciskając się trwale na mym idiolekcie.

Nr 4 to... Thomas Edward Lawrence, autor Siedmiu Filarów Mądrości, znany jako Lawrence z Arabii.

Jakaż ja byłam w nim zakochana... Przypadkowo obejrzałam fragment filmu, poświęconego tej wyjątkowej postaci i wpadłam po uszy.
Wyjątkowo błyskotliwy, utalentowany i wykształcony, zrobił to, czego nie potrafili dokonać rodowici arabscy przywódcy: zjednoczył zwaśnione plemiona i poprowadził je przeciw Turkom.
Był zarazem postacią tragiczną - kolejnym przykładem, dowodzącym, że heroizm ociera się o szaleństwo, a wielkość bywa destrukcyjna dla duszy.


Zakochałam się nie tylko w poruczniku Lawrence (kreowanym przez Petera O'Toole), ale przede wszystkim w pustyni. Do dziś tęsknię do żaru afrykańskich piasków, marzę o fantastycznych formacjach skalnych pustyni Wadi Rum... Chciałabym znaleźć się tam kiedyś, całkiem sama. To najlepszy sprawdzian charakteru i test dla instynktu przetrwania.

Nr 5 to pianista, Janusz Olejniczak. Rzecz jasna kojarzyłam jego nazwisko, ale nie zwracałam nań większej uwagi (non plus ultra w chopinowskich interpretacjach to imho Artur Rubinstein i Krystian Zimerman). Zmienił to jednak film Żuławskiego pt. Błękitna Nuta.

Pan Janusz Olejniczak kreował tam Chopina i to z taką sugestywnością, że zafrapował mnie i to okrutnie :) "Odkryłam" wówczas, że jest nietuzinkowym pianistą, wyjątkowo wrażliwym, uduchowionym, lirycznym. Jest też czarującym człowiekiem. Niestety, śmierć syna wstrząsnęła nim bardzo mocno...

Nr 6 to mój bliski i wyjątkowy Przyjaciel :) Niespełniony skrzypek, wielbiciel Sapkowskiego i poezji Kaczmarskiego:

To on rozbudził we mnie namiętność do literatury fantasy (którą a priori gardziłam, choć jej w ogóle nie znałam!), on wprowadził mnie w tajniki rozsądnych i skutecznych treningów - dzięki czemu zrehabilitowałam sobie częściowo nadgarstek i wypracowałam malutkie bicepsy :). Mnóstwa rzeczy, których nie dały mi książki i studia, nauczyłam się dzięki niemu.

Nr 7 jest... aktorem. Wstyd się przyznać, ale tak bardzo zafascynowała mnie jego twarz, że nauczyłam się grafiki cyfrowej. Gdyby nie on, zapewne nie sięgnęłabym po tablet. To Jason Isaacs, odtwórca Luciusa, wrednego blond czarodzieja w serii o Harrym Potterze ;)
Ekspresja jego twarzy sprawiła, że był moim Muzem przez długi czas...


Oto i moich "Siedmiu wspaniałych"; rzecz jasna nazbierałoby się ich więcej (nie wymieniłam żadnego z fighterów ani heavymetalowych muzyków ;))), ale w rankingu najlepszych nie było już dla  nich miejsca.

Dziękuję Brujicie za zaproszenie do zabawy. Ja ze swej strony pragnęłabym zaprosić...
Cholerka, kogo?
Jest ktoś chętny? Daję czas do jutra, a potem sama wytypuję - zatem uwaga: albo "kto pierwszy, ten lepszy", albo "niech ktoś się poświęci dla innych" ;)

Pozdrawiam Was ciepło,
M.

Prezenty od Brujity

Brujita, czyli Katarzyna - przeurocza właścicielka prześlicznej kotki o imieniu Venus - dwukrotnie uszczęśliwiła mnie wyjątkowym podarunkiem. Teraz nareszcie mogę pochwalić się prezentami od niej - co czynię radością i dumą, dedykując Jej zarazem ten post.

W okresie wyjątkowo smutnym i mrocznym, Kasia przesłała mi własnoręcznie wykonaną kartkę w energetyzujących barwach oraz książkę o krzepiącej treści. Kolejną, specjalnie dla mnie wykonaną karteczką, Brujita uszczęśliwiła mnie przed kilkoma dniami. Dziękuję Ci, Kochana, za tak piękne i nieoczekiwane prezenty :*

Kasia wspomniała, że wielkanocna kartka z koronką i białymi różyczkami powstała specjalnie z myślą o mnie :) Aż mnie to podbudowało! Miło wiedzieć, że moja skromna osoba skłoniła kogoś do wykonania tak pięknego przedmiotu!


Każdy, kto odwiedza blog Kasi z pewnością zauważył, że jej śliczna kotka Venus aktywnie uczestniczy w życiu swej Właścicielki i chętnie wchodzi w kadr :) Niestety - mój Kazio odszedł, więc nie obwącha prezentów od Kasi, ani na nich nie usiądzie (co z pewnością byłby uczynił, gdyby żył. Lubił siadać na wszystkim :)).
Dlatego długo zastanawiałam sie nad tym, w jaki sposób podkreślić fakt, że obie z Brujitą jesteśmy miłośniczkami kotów... Aż wreszcie wymyśliłam!
I jest kot! Na dodatek wyraźnie zakochany w laleczce z Brujitowej kartki!


Kasiu Droga, dziękuję Ci z całych sił za okazane serce i prześliczne prezenty. Jesteś wyjątkową Osobą i mam nadzieję, że Los będzie Ci sprzyjał. Serdecznie Ci tego życzę.

A oto koci uśmiech specjalnie dla Ciebie. Miau :)

sobota, 23 marca 2013

Fotozabawa

Dzięki M.Arcie z Lnianego Zaułka ja również się mogę pobawić :)
Przez cały tydzień zbierałam materiały i dziś nadszedł czas podsumowania.
Wnioski?
Heh... to była totalna masturbacja i ekshibicjonizm ;)))

Masturbacja - czyli robienie sobie dobrze aparatem ;) Jako pstrykacz-neofita przekraczam granice przyzwoitości i dobrego smaku. Zresztą za chwilę przekonacie się sami jakie skutki dało pożyczenie mi sprzętu. Pierwszy raz w życiu dorwałam aparat cyfrowy - więc szaleję! Autentycznie mnie to wciągnęło. I mam (subiektywne ;)) wrażenie, że z każdym zdjęciem efekty są coraz ciekawsze.
A ekshibicjonizm? Cóż - pytania sformułowane są tak, by odsłonić fragment naszej intymności. Jeśli podejść do nich serio, naprawdę sporo trzeba o sobie powiedzieć. A ściślej - pokazać.
Zatem zaczynamy!

1. Codziennie widzisz...
Z okna pokoju:


Jeśli nie spuszczać wzroku, bywa całkiem przyjemnie. A na pewno przyjemniej, niż dawniej, gdy na dole znajdował się śmietnik.

2 . Ubranie w którym mieszkasz.
Uwielbiam rurki i romantyczne bluzeczki. Ciuchowe motto: "Szarych portek nigdy za dużo!"


3. Ulubiona pora dnia?
Poranek z czarną kawą.

Kawa jest dla mnie tym, czym Maria Mancini dla Hansa Castorpa. Tyle że ja kawę żłopię bez przerwy, podczas gdy on kontentował się jednym cygarem dziennie ;)

Do sesji załapała się filiżanka z kompletu, który wybrał i zakupił mój, nieżyjący już, dziadek. Filiżanki, podobnie jak figurki, tkwią w głębi szafy od lat. Dzięki fotozabawie mogłam jednak odświeżyć i porcelanę, i wspomnienia...

4 . Coś nowego.
Rzadko miewam nowe rzeczy; nawet jak coś do domu przytacham, zwykle jest używane i stare ;) Jednakże w ostatnich tygodniach i u mnie pojawiły się dwa całkiem nowe drobiazgi:
1. ramka z Pepco, z motywem aniołka, który idealnie pasuje do muzykującego maluszka z wszechobecnego świecznika;
2. porcelanowy ptaszek od mamci.

Dołączyło też kontuzjowane anielątko ze sklepowych odrzutów. Miało utrąconą główkę, więc musiałam biedactwo przygarnąć i mu tę łepetynkę dokleić!


5 . Właśnie tęsknię za...
Kaziem. Za jego ufnym spojrzeniem; za ciepłym, mięciutkim brzuszkiem; za jedwabistym futerkiem i różowymi poduszeczkami łapek, którymi mnie udeptywał co rano :)

I za szorstkim języczkiem, którym mył mnie tak gorliwie, jakbym była integralną częścią jego kociej istoty... Ech...
6 . Piosenka, ktora ciagle chodzi Ci po glowie...
Kawałek z reklamy piwa! Icon by Daan. I nawet mi się podoba :D

7 . Nagłówek mojego tygodnia:
I nie tylko tygodnia, ale generalnie życiowe motto:

Bez sparowania z lepszym przeciwnikiem brak postępów i brak rozwoju. Najtrudniejsze sytuacje pozwalają wszak wypracować najcenniejsze mechanizmy obrony.
A sprowadzając sens do bliższego naszym sercom kontekstu - bez podejmowania wyzwań niczego byśmy się nie nauczyły :) Każda walka - czy to z meblem, czy z dekoracją, czy aranżacją - skutkuje mnóstwem użytecznych doświadczeń.

8 . Najlepszy moment tygodnia...
Sobota i TARGOWISKO!!!!!!! Z którego wracam objuczona przeróżnym śmieciem.

Każdy z przedmiotów, z wyjątkiem tej wielkiej ramy i szczątkowego żyrandola za dychę, kosztował maksymalnie 5 zeta. Na zdjęciu (póki co) w stanie pierwotnym.

9 . Kim chciałas byc jako dziecko?
Pianistką!

lub muzą pianisty ;)

10 . Nie rozstaje sie z...
okularami (poniżej przykład masturbacji fotograficznej ;)

i kolejny :)


11. Co można znaleźć na twojej liście życzeń?
Boską opiekę i ratunek w nieszczęściu...


12 . Twoja miłość od pierwszego wejrzenia.
Styl shabby chic!


A dziś zakochałam się w niej:

Naprawdę od pierwszego wejrzenia. Irracjonalnie (bo mam już jedną lalę w stanie idealnym).
Ta tutaj to prawdziwa "shabby doll" - sfatygowana, zniszczona. Nawet nie umyłam jej twarzy do zdjęć. Wypatrzyłam ją dziś na targowisku - leżała rozczochrana, brudna, sponiewierana... Z utrąconą nóżką.
Ja mam słabość do takich ofiar - musiałam ją przygarnąć. Zapłaciłam całe 5 zeta! I niosłam ją do domu w objęciach (mimo mrozu) bo lala ma ok. metra, więc w torbę nie mogłam jej wsadzić.
Mamcia określiła ją mianem "czarownicy" i to "zapchlonej" :)

13 . Coś, co robisz caly czas.
Stojąc wśród burz i szarości, naiwnie wypatruję tęczy...


14 . Zdjęcie tygodnia.
Nie moje tym razem i bez dokładnego adresu strony; wklejone jest na kocim forum GL:

15 . Ulubione slowo, wyrażenie:

grafika stąd

16 . Najlepszy moment roku
Hm... ogólnie to chyba jednak Wigilia :)

A w tym roku konkretnie - dzień, w którym M.Arta pożyczyła mi swój aparat :)
I jej imię powinno się także pojawić w odpowiedzi na ostatnie pytanie:

17 . Ktoś, kto zawsze potrafi Cię uszczęśliwić.
Rodzice.
A poza tym uszczęśliwia mnie każde napotkane kocisko. Nawet jak mam zły dzień, koty zawsze wywołują mój uśmiech.

Uff, no to i koniec zabawy!
Była ona też dla mnie całkiem sporym wyzwaniem, bo dopiero się uczę patrzeć na świat przez obiektyw. Ale dzięki niej zyskałam motywację, aby intensywnie poćwiczyć.
Przy okazji powstał gigantyczny zapas zdjęć, którymi pewnie będę Was "uszczęśliwiać" w najbliższych miesiącach ;)

Zasady zabawy nakazują otagować 7 osób, jednakże nie mam jeszcze aż tylu znajomych, którzy nie byliby już do niej zaproszeni :/ Więc impas... Naprawdę nie wiem co począć. Jeżeli pośród Gości znalazłby się ktoś chętny do fotozabawy - proszę o sygnał, a dopiszę :)
Tymczasem pozdrawiam gorąco.
Niebawem kolejna porcja fotek wraz z zabawą, do której mnie zaprosiła Brujita...

piątek, 22 marca 2013

Kuchennie i nie tylko

Jakiś czas temu na jednym z blogów (nie pamiętam nazwy, ale autorka była chyba Norweżką) natknęłam się na urocze słoiczki z ptaszkami na zakrętkach. Tak bardzo mnie one ujęły, że postanowiłam sama wykonać "podróbki". W tym celu wykorzystałam stare słoiki w trzech rozmiarach po kawie rozpuszczalnej, masę szpachlową do zamaskowania wypukłego logo producenta na wieczku oraz modelinę. Na koniec - kilka warstw farby w różnych kolorach. I voila!

Spodobały mi się również dekoracyjne paterki, więc zmajstrowałam swoją własną ze szklanki, przemalowanego i odwróconego świecznika oraz podstawki od... czegoś. Ornament z modeliny. Jest totalnie nieudana, ale prezentuję - bo każdy ma swoje lepsze i gorsze pomysły :)
Przy okazji na sesję zdjęciową załapało się białe (mam jeszcze szare, podwójne) serce z papierowej wikliny. Powstało jeszcze za życia Kazia i jest pierwszą dekoracją, jaką w ogóle zrobiłam, odkąd zainteresowałam się wnętrzarskimi blogami.

Oczywiście nie samą kuchnią człowiek żyje, więc w międzyczasie powstały róże z... flaneli, barwione mieszanką czerwonej tempery i czerwonej herbaty. Tak! Wykorzystałam (wbrew logice) ten mało salonowy materiał i eksperymentalny barwnik. Pragnęłam uzyskać efekt sfatygowanego bukietu prababci. Czy mi się udało?
Oceńcie sami:
                       
Eksperymentem było też wyplatanie osłonki na doniczkę z witek wierzbowych. Osłonka przeznaczona była dla Kaziczkowej paprotki. Kaziu skubał ją często (o dziwo - kociej trawki nie lubił), a ona rozrastała się bujnie, zajmując 2/3 powierzchni stołu. Odkąd Kazio odszedł, paprotka marnieje w oczach. Najwyraźniej w świecie natury tworzą sie więzi, o których my - ludzie - nie mamy pojęcia...

Ten mniejszy, patyczkowy element to lampion :) Powstał z resztek, które zostały mi po produkcji osłonki (konkretniej - powstały dwa). Serduszka to efekt przygody z masą solną, a wianko-serce zrobiłam z czegoś... nie mam pojęcia, co to. Wypatrzyłam takie nitki pomiędzy gałązkami żywopłotu i zapakowałam do torby :)

To tylko część spośród zaległych prezentacji, które sukcesywnie ogarniam :) Równocześnie zbieram materiały do fotozabawy, do której zaprosiła mnie M.Arta, oraz drugiej - do której zaprosiła mnie Brujita. Dajcie mi nieco czasu, Dziewczyny, ok?
Tymczasem pozdrawiam tym cieplej, im zimniej na dworze (trzyma mróz!).

wtorek, 19 marca 2013

Shabby chic

Nareszcie mogę pokazać drobiazgi, nawiązujące do stylu, który tak bardzo mnie urzekł. Dzięki aparatowi od M.Arty zdjęcia są wyraziste, a detale przestały być mglistą plamą!
Dlatego to Jej pragnę zadedytkować ten post i fotografie :)
To wszystko (i nie tylko to), jest wyłącznie Twoją zasługą, M.Arto!

Wszystkie rzeczy, które zaprezentuję poniżej, zostały przeze mnie przemalowane, przetarte i postarzone. Żaden z przedmiotów nie wyglądał pierwotnie tak, jak się prezentuje obecnie.
Ale z tego powodu ja mam ręce jak górnik :/ To efekt ustawicznego babrania się w farbach. A ponieważ nie potrafię pracować w rękawiczkach, mój naskórek oraz paznokcie wołają o pomstę do nieba ;) To nie są dłonie damy! Scarlett, zbierająca bawełnę, z pewnością miała bielsze paluszki...
Widoczny na pierwszym planie świecznik oraz znajdujące się za nim rama i posążek, zostały przemalowane, o tak :) Świecznik i ramka były pierwotnie złote (świecznik mosiężny), natomiast posążek damy był śnieżnobiały. Przecierki uskuteczniam znaną Wam wszystkim metodą, a wykończenie polega na wodzeniu drewnianym uchwytem pędzla, zanurzonym w ciemnej farbie, po wystających ornamentach. Daje to ładny efekt odprysków bez konieczności intensywnego tarcia papierem ściernym.
Gipsowe posążki inaczej chłoną farbę, niż metal czy masa, z której wykonane są znane Wam, złocone ramki. Dlatego zawsze jest element loterii :) Np. ten aniołek został potraktowany identyczną mieszanką, co biuścik, ale efekt wyszedł zgoła odmienny. Mnie osobiście spodobała się ta niespodzianka :)
Aniołka wypatrzyłam w sklepie typu: "Wszystko po 4 złote". Weszłam tam, by kupić tekturowe pudełka, jednakże między futrzanymi penisami i piersiastym kubkiem - stał on. Nie mogłam go tam zostawić :) Trafił więc do mnie i pod mój pędzel.
Poniżej są trzy różne materiały powlekane farbą: stojak na biżuterię z Pepco (przemalowany), świecznik-kolumna wypatrzona na targowisku, przemalowana z ohydnego złota na biało i ballerina - pierwotnie porcelanowa ze złoconym gorsem. Przerobiłam ją na gipsowego starocia. Shabby chic fashion victime ;)

Ciekawa jestem: anioł to czy kupidyn? ;)

Namnożyło się u mnie skrzydlatych golasków, oj namnożyło :) A wszystko za sprawą sobotnich targowisk, które autentycznie kocham! Można tam za dosłowne grosze zakupić urocze dekoracje. Większość wymaga nieco wysiłku i starań, by można je eksponować - ale warto w nie zainwestować.
Jak widzicie, uwielbiam ten świecznik i chętnie go eksponuję. Gdyby nie targowisko, byłby brudnożółty, żeliwny i straszył ;) Jest pamiątką z mojej pierwszej wizyty na targu.



Maryja też byłaby caaałkiem inna :)
Uh, zmęczyło mnie to wrzucanie fotografii na Imageshack; zatem ciąg dalszy wkrótce. Prócz salonowych drobiazgów mam przecież słoiczki, osłonki itd..

Anielice są wśród nas!

Ogłaszam to wszem i wobec z absolutnym przekonaniem!
Taką anielicą jest M.Arta - Przyjaciółka wyjątkowo wrażliwa, wyrozumiała i wielkoduszna. Ona to wykazała się inicjatywą, dzięki której znów mogę dzielić się tym, co robię, mnie absorbuje, co mnie uszczęśliwia. Co kocham.
M.Arta, wiedząc o moich kłopotach z aparatem, użyczyła mi swego sprzętu z własnej, nieprzymuszonej woli. Co więcej - kilkakrotnie proponowała swą pomoc w tym względzie, lecz ja - powodowana rozmaitymi obawami - odmawiałam. A kiedy już-już miałam poprosić - okazało się, że prośba została spełniona przed jej wypowiedzeniem :)
M.Arto, Twoja intuicja i mądrość nie mają sobie równych!
Kiedy skradałam się jak pies do jeża (bo i chciałam, i bałam się), Ty po prostu zadziałałaś. Wielkie, przeogromne dzięki Ci za to, Kochana Kobito :*

Rzecz jasna M.Arta nie byłaby sobą, gdyby nie dołączyła do aparatu prześlicznych, wielkanocnych upominków: trzech zawieszek w kształcie jajeczek z filcu, ozdobionych świątecznymi motywami; pasującej do nich serwetki z zajączkiem oraz drugiej - ażurowej, wydzierganej szydełkiem. Całość oczywiście pięknie opakowała :)

Niniejszym prezentuję z dumą te skarby - prezentuję za sprawą wspaniałego sprzętu, wypożyczonego przez M.Artę. Przy okazji dołączyłam moje stare pisanki, tradycyjnie wydrapane w skorupkach w barwionych cebulą:

Motywy są rozmaite; najczęściej kwiatki, no i oczywiście muzyka ;)

Pochwaliłabym się M.Artowymi prezentami już wcześniej (a mam jeszcze piękny upominek od Brujity! Czeka na sesję zdjęciową), ale zawieszki wymagały odpowiedniej ekspozycji. Tj. wierzby skrętnej. Wczoraj, korzystając z całkiem przyjemnej pogody (dziś - znów śnieg. Atak zimy), wybrałam się na "polowanie".
Oto efekty:


Ktoś zapyta: a po co ten Chopin? Otóż Chopin zasłania kaloryfer.
Przy okazji sesji zdjęciowej zauważyłam, że kaloryfery są wszechobecne! Gdzie by się nie obrócić - zawsze wyłazi jakaś rurka albo żeberka. Ble!

A jeśli nie kaloryfer, to jakiś inny, mało reprezentacyjny detal wyłazi (nie wiedziałam, że aż tyle ich mam!). Dlatego Chopin się przydaje ;)


M.Arta zaprosiła mnie do foto-zabawy i właśnie jestem w trakcie robienia zdjęć. W międzyczasie sukcesywnie pstrykałam to, co zrobiłam podczas posuchy bez możliwości focenia. Wkrótce zademonstruję efekty - na dowód, że faktycznie działałam :)

Do rychłego zobaczonka! Rychłego :D